wtorek, 23 lutego 2016

Przedporodowa gorączka.

To już pojutrze!! Termin cesarskiego cięcia. O godzinie 7 rano mam się zgłosić w szpitalu. Torbę spakowałam, w domu nie posprzątałam, obiadów na "zaś" też nie gotuję. Mam pewność, że z tym tatuś i Kinia poradzą sobie sami doskonale:) Stresuję się samym zabiegiem. Dzisiaj cały brzuch od rana mi się stawia.. Na szczęście po południu mam jeszcze wizytę u swojego ginekologa, który sprawdzi czy czasem jeszcze nic się nie rozpoczęło. Boję się samego porodu. Niby to planowany zabieg, niby to już drugi raz, niby to podejście już inne. No ale. Pojawiają się myśli różne, z którymi nie potrafię walczyć i cały czas się denerwuję. Nie mogę znowu spać, a z drugiej strony najchętniej bym z łóżka nie wychodziła. Same sprzeczności.
Ciekawe czy moja ruchliwa akrobatka będzie taka aktywna również po przyjściu na świat. Jak na razie cały czas brzuch faluje od jej kopniaczków :)
Zdjęcie jak najbardziej adekwatne, znalezione w sieci: 

https://www.facebook.com/MamaZenpl/photos/a.134634886587634.35230.120895167961606/1097103890340724/?type=3&theater
źródło




piątek, 5 lutego 2016

Wirusy, choroby, zmory, potwory..

Od ponad trzech tygodni już siedzimy razem z Kinią na pupach w domu. Ominęły nas śniegowe szaleństwa podczas ferii zimowych i inne atrakcje. Niestety przyszedł czas na pierwszą chorobę zakaźną w naszym domu, czyli ospę. Krostki, które się pojawiły widoczne były tylko na plecach i brzuchu, także dość łagodnie Kinię wysypało. Podejrzewam jednak, że wirus zajął jeszcze gardło, gdyż z powodu kaszlu miałyśmy kilka nieprzespanych nocy. Po tygodniu krostki zaczęły maleć a teraz nawet nie ma po nich śladu. Jestem zwolennikiem przechodzenia chorób zakaźnych w dzieciństwie, jednakże nie wystawiałam Kingi specjalnie na kontakt z zarażonymi dziećmi. W rodzinie jedno dziecko przyniosło z przedszkola, zaraziło następne i tak poszło lawiną. W sumie to dobrze, że teraz już mamy to za sobą, a nie kiedy na świat przyjdzie nasza Maleńka:)

Jakby tego było mało to w tym tygodniu przyplątała się do nas grypa jelitowa. Po kolei, dzień po dniu zebrała żniwo na mnie, tatuśku i Kini. Jako, że już w 37 tygodniu ciąży jestem to się martwiłam o Maleńką. Strasznie wymiotowałam i osłabiona byłam ale pomogłam sobie zażywając probiotyki i pijąc odgazowaną colę na zmianę z wodą niegazowaną. Wszystko odeszło tak szybko jak przyszło i już na następny dzień mogłam coś normalnie zjeść. Na szczęście tak się to wszystko skończyło, że nie musiałam nawet odwiedzać lekarza.

Jestem już na skraju wyczerpania i tylko odliczam dni do terminu. Mam jednak przeczucie, że rozwiązanie nastąpi trochę wcześniej, bo Maleńka już coraz bardziej napiera na podbrzusze i odczuwam silne skurcze przepowiadające. Nawet już bym się cieszyła.