sobota, 30 marca 2013

Wesołego Alleluja!

Wielkosobotnia sesja z Jajem, wróć- z Jają- Mają ciocią number 1!
eee.. o co chodzi.. znowu zdjęcia??
Ok, popozowałam już wystarczająco?!



No to zabieram się za zawartość tego koszyczka!

Wybraliśmy się na święcenie do kościoła,
tym razem nie zostałam wyzwana od nienormalnych przez żadnego księdza.

Sytuacja taka miała miejsce w zeszłym tygodniu, w Niedzielę Palmową. Staremu duszpasterzowi nie spodobała się w żadnym wypadku ruchliwość mojego dziecka i to, że radośnie sobie biegało. Więc szarpnąwszy mnie za rękę zapytał oburzony ( na szczęście nie był to ksiądz prowadzący Mszę) :
-Czy Pani jest normalna?
hah.. odpowiedziałam tylko, że owszem, jak najbardziej.
Niby chcą, żeby Kościół młodych ludzi do siebie zachęcał.. A jak przyjdzie co do czego to im dziecko roczne, biegające po bocznych nawach kościoła przeszkadza.. Że niby co? Miałam ją na siłę na kolanach trzymać?  Zmusić do posłuszeństwa?
I jeszcze ten wzrok niektórych ludzi sugerujący założenie smyczy i kagańca na swą latorośl "niegrzeczną" ;]
Że ksiądz to jeszcze rozumiem- własnego potomstwa nie wychowywał, na dzieciach się znać nie musi..

No cóż.. Dziś obyło się bez podobnych emocji :)
Kinia starała się tylko opróżnić zawartość naszego koszyczka i zjeść cukrowego.. uwaga, uwaga.. koguta :D
Proboszcz tak solidnie chlapnął wodą święconą w naszą rodzinkę, że córa aż znacząco zacharkała :D
Także Wielkanoc w naszym stylu zapowiada się radośnie i wesoło. Po mimo tej zimy za oknami!:)

I dla Was tego życzę na te Święta-
Radości, szczęścia, miłości!
No i smacznego jaja oczywiście!:))



sobota, 23 marca 2013

Dwa smaki maliny.

Chciałabym wam napisać jak u nas różowo i słodko..  Podzielić się wyłącznie tym, że Kinia nauczyła się składać usteczka do całuska i daje mi buziaki non stop..

Ale niestety ostatnio w naszym malinowym świecie więcej smaku kwaśnego.. Przepełnionego kłótniami, moim żalem co raz większym  i co raz większą chęcią przeprowadzki.. Naprawdę już nie mogę się doczekać.

Bo to ja jestem mamą.. Ja wstaję w nocy do płaczącej córeczki.. Ja ją lulam w ramionach, nie raz, nie dwa po kilka godzin zanim zaśnie.. Ja wiem z czego ona się najbardziej cieszy a czego nie lubi.. !!!
I czy naprawdę muszę to udowadniać? Nie jestem wyrodną matką, nie zostawiam dziecka gdy płacze, gdy mnie potrzebuje.. Dbam o jej zdrowie i zapewniam zdrowe posiłki.. Przeżywam wraz z nią małe sukcesy, nowe umiejętności.. Tulę, gdy coś nie wyjdzie, gdy się przewróci.. Jestem po prostu.

Chciałabym mieć ten komfort psychiczny- nie musieć iść do pracy, nawet na te 5 godzin dziennie. Móc z nią być, nie zostawiać jej pod zaufaną, najlepszą opieką... Chciałabym być.


wtorek, 12 marca 2013

Nasza wojna domowa ( z katarem ). I garść fotek:)

Jak tata przywlókł do domu bakteriozę wstrętną, tak Kika musiała być pierwszą, która nią oberwała..
Czyli prostym językiem mówiąc- załapała przeziębienie całą sobą, tj. nosem i gardłem.
 Zaczynało się tak niewinnie więc leczyłam jak i za pierwszym razem gdy ją katar dopadł:
- nacierałam Pulmexem Baby na noc,
- pod kinolek wcierałam maść majerankową, o której więcej możecie przeczytać tutaj:
maść majerankowa
- a do niego roztwór fizjologiczny soli morskiej- Sterimar
- odciągałam katar aspiratorkiem ( tutaj największe chwile sprzeciwu ze strony samej leczonej )

No i robiłam wszystko żeby w pokoju zawsze było świeże powietrze, odpowiednia temperatura..