czwartek, 31 stycznia 2013

Moja droga mleczna...

"Musisz się silnie nastawić psychicznie, jeśli chcesz żeby coś z tego było"-usłyszałam, jeszcze będąc w ciąży, na moje stwierdzenie, że zamierzam karmić piersią.
"Z tymi twoimi piersikami może być ci ciężko"-  to też. Na co odpowiedziałam, że najwyżej zatkam dziecię całą piersią zamiast jedynie sutkiem, jak należy.

Z KP jest jak z życiem- nikt nie powiedział przecież, że będzie łatwo.

I nie było..

Po mimo tego, że córa moja, zawitała na tym świecie z pragnieniem ssania tak wielkim, że kiedy przyłożyli ją po raz pierwszy do mojej twarzy, to myślałam, że mnie całuje.

Kiedy przystawili mi tę małą, bezbronną do mojej wklęśniętej wręcz ( po CC nie mogłam być w innej pozycji niż leżącej ) piersi, to wiedziała od razu co robić.. A mnie łzy szczęścia płynęły po twarzy..
I bólu łzy.. Bo sutki popękały.. Wtedy położna poleciła mi Bepanthen- maść, która od razu przynosiła ulgę.

Cudem dla mnie było i magią to połączenie między nami.. Ta niesamowita więź, która została nawiązana z pierwszym przyłożeniem jej ust do mojej piersi.. Niesamowite jakie emocje wyzwala naturalne karmienie.

Dlatego też bardzo przeżyłam chwilę, w której okazało się, że córcia straciła zbyt dużo na wadze w 2 dobie życia.. Położne też nie przekazały mi tej informacji w przyjemny sposób, usłyszałam od nich gorzki wywód na temat głodzenia dziecka i konieczności dokarmiania sztucznie..  Teraz, gdy patrzę na to z dystansem, to stwierdzam, że Kinia nie straciła wtedy za dużo, a jedynie miary są w przeliczeniu na drobniejsze dzieci a nie takie jako ona, prawie 5-cio kilowe.. Jednak wtedy... Ogarnął mnie wielki żal do samej siebie, że nie jestem w stanie wykarmić swojego małego głodomorka.. Że to już tak zostanie.. Że się przyzwyczai do butli..  I płakałam cały ten dzień..

Aż na następny dzień przyszedł mój pierwszy nawał pokarmu..  Biedna Kika nie wiedziała chyba sama co jest grane, krztusiła się, parskała i ulewała.. A ja wreszcie poczułam się dumną kobietą:)

Cały pierwszy miesiąc wypełniony był cycaniem. Nie mogłam wyskoczyć z łóżka, nawet na siku!..
Za to noce dawały mi ulgę bo śpiąca przy cycusiu Kinia nie dawała się we znaki.
Jak spaliśmy u mojej mamy, to domownicy pytali się zdziwieni pół żartem, czy na pewno wzięliśmy Kinię ze sobą:)

Ale były też chwile trudne.. Kiedy miałam mało pokarmu, bo musiałam zażywać antybiotyk ( zapalenie pęcherza to nic przyjemnego, zapewniam..).. Dokarmiałam sztucznie.. I byłam zdołowana przez to dodatkowo.. Na szczęście trwało to tylko tydzień i pokarm wrócił z pełną siłą!:)

Nigdy mleka nie odciągałam, bo było to dla mnie zbyt trudne.. Odciągnięcie 20 ml mleka trwało godzinami.. Także Kinia podczas mojej przymusowej nieobecności ( kiedy jeździłam na zajęcia, na studia) również dostawała butlę sztucznego mleczydła. Najważniejsze jednak było to, że udało mi się podtrzymać karmienie. Nawet jak wróciłam do pracy po 6-miesięcznym macierzyńskim.. Zbiegło się to z rozszerzaniem diety, więc mm było już zbędne:)

Bywało, że karmiłam w miejscach publicznych. Nie miałam przed tym oporów, gdyż najważniejsze dla mnie było dobro mojej córeczki a nie oczy gapiów. Najdziwniejszym miejscem, w którym zdarzyło się mi karmić było muzeum podziemne w Krakowie ^^
Bywało, że i w samochodzie przyszła pora "żądania" a nie było czasu na postój.. Nachylałam się więc nad fotelikiem i Kinia mogła w spokoju sobie podjeść, żeby zaspokoić pierwszy głód i wytrzymać do postoju:)
Bywało też, że zostałam czasem solidnie ugryziona małymi ząbkami.. Ale zdarzało się to tak rzadko, że  już powoli zapominam ten fakt:)
Tak, tak szczypać również biedną matkę jej łatwo przyszło, o czym pisałam tutaj  .
Ale pomimo tych małych minusików karmienie piersią jest the best!
Dla mnie to najlepsze w życiu doświadczenie a także, jakby nie patrzyć, osiągnięcie:)

Teraz, gdy już od tygodnia jesteśmy obie na odwyku, wspominam sobie z sentymentem naszą podróż po krainie mlekiem płynącej.. Tych pięknych 12 miesięcy:)


środa, 30 stycznia 2013

To już roczek!



Rok minął dzisiaj o 13:01..
Dokładnie 12 miesięcy temu przyszła na świat moja córeczka Kingusia.

Ta kruszynka miała niemałe wymiary- 4.650 g i 61 cm
I się zaczęło..
 
cycuś to priorytet!
karmienie cycusiowe, przewijanie, cycuś, przytulanie, cycuś, wspólne spanie, cycuś, nie wychodzenie z łóżka (nawet na siusiu było mi ciężko!), CYCUŚ.
Ta spryciara miała magiczną moc, która podziałała na mnie odurzająco. Uzależniła mnie od siebie. Zagarnęła moje wszystkie uczucia w te małe piąstki.

I było mi z tym tak dobrze, że z życiem obok nie miałam ochoty sobie radzić. Zwykłe czynności jak porządki czy gotowanie zeszły na plan za planem.. Czyli na barki moich bliskich- mężusia, mamy..

I tak minął nam miesiąc pierwszy.. :)

Kolejne miesiące mijały a moja maleńka zmieniała się bardzo szybko.
Ale najlepszym przyjacielem na 12 miesięcy i tak pozostał Mr. Cyc ^^

 Zobaczcie sami:

 
Miesiąc 2



Pierwszy świadomy uśmiech- msc 2
Pierwsze próby trzymania główki prosto-  2 msc 3 tyg
 
Miesiąc 3- ahh te zabawki tak skupiają wzrok!

Tak sobie pięknie radzę na brzuszku!- 3 miesiąc



Dobra zabawa to podstawa:)

4 i pół miesiąca- pierwsze ząbki:)
6-ty miesiąc- mama zdziwiona, że Kinia sama usiadła, więc szybko chwyta za aparat:)

I odkrycie, że z innymi dziećmi można się świetnie bawić:)   



Na upał wskazana jest woda i pływanko! ( Prawie 7my miesiąc )
7 miesięcy- co raz bardziej mobilna- raczkowanie i otwieranie szuflad:)
8 miesiąc-stoję i się cieszę w głos z tego faktu!- ha haaa!
Stawiam pierwsze kroki- 8/9 miesiąc
Strzelam minki do aparatu..

I wchodzę wszędzie, gdzie mi się tylko podoba!
10 miesięcy i pięknie chodzę:)
11 miesięcy- dziadki sprezentowały rowerek to jeżdżę! a co! :)
Hu hu ha! Zima nie taka zła!:)
Mam roczek to i rumaka osiodłałam!
Rodzice zadebiutowali torcikiem

To i zapozowałam z nimi do zdjęcia:)
I jak? Zmian a zmian, prawda?:) 

Kocham moją maleńką Kikuletkę z każdym dniem coraz mocniej.. 
I z dumą patrzę jak pięknie się rozwija.. Jak pokazuje swój charakter.. 
Co dzień starsza, mądrzejsza, coś nowego zrobi, coś powie..
Magia macierzyństwa polega na tym,
 że w szarej codzienności ma się taki promyk, 
który dodaje życiu sensu i rozświetla chmurne dni.
Nawet jeśli ten promyczek czasem pomarudzi i się pozłości.
Aż żal, że.. 
"Kiedyś tam, będziesz mieć dorosłą duszę.. kiedyś tam" 

Ps. Dodaję notkę, ponieważ szczególny dzień warty jest szczególnego opisu:)
Dziękuję Wam, że trzymacie kciuki za moje egzaminy! Wciąż jestem w trakcie ale jak na razie wszystko zaliczone:)

piątek, 11 stycznia 2013

Mała przerwa..

Jak już pewnie zauważyłyście moje drogie nie bywam tu ostatnio ale to przez totalny brak czasu..
Sesja na studiach plus praca i Kinia dają mi nieźle w kość..
Wybaczcie więc proszę, wrócę jak tylko zdam egzaminy:)